Co to jest fake news i skąd się bierze? Krótki przewodnik
Fake newsy to dzisiaj plaga. Kreowane są z premedytacją – dla zwiększania własnych zasięgów – lub powstają w wyniku zaniedbania. Ich wspólnym mianownikiem jest jednak szerzenie niebezpiecznej dezinformacji. W dzisiejszym materiale biorę na warsztat fake newsy – co to jest, dlaczego powstają oraz przykłady fake newsów z naszego podwórka – o tym przeczytasz w tym materiale.
Niniejszy tekst to część cyklu „Nauka. Sprawdzam TO”, który powstał dzięki Mecenasom Fundacji Nauka. To Lubię.
Spis treści
Fake news – definicja
W dzisiejszym artykule chcę opowiedzieć o anatomii fejk niusa. Kontekstem tego artykułu jest epidemia, choć w zasadzie te mechanizmy mógłbym przekazać na każdym innym przykładzie, bo przecież to nie jest tak, że fejki pojawiły się wraz z wirusem SARS COV-2.
Co to jest fake news? Trudno mówić o formalnej definicji, ale w wolnym tłumaczeniu fake news to wiadomość, informacja, która ma za zadanie wprowadzić odbiorcę w błąd. Intencją twórcy fejk newsa jest żart, oszustwo, szerzenie propagandy, wywołanie sensacji i zapewne znacznie więcej motywów.
Kontekst pandemii koronawirusa wybrałem nieprzypadkowo i nie tylko dlatego, że jest on aktualny, ale także dlatego, a może przede wszystkim dlatego, że analizując go, wyraźniej widać, jak bardzo na nasze zachowanie i decyzje mają wpływ fałszywe informacje, które do nas docierają. I gdyby historia kończyła się na tym, że to my, odbiorcy fałszywych informacji, jesteśmy jedynymi, którzy na tym tracą, być może część osób by powiedziała, że trudno, nie wolno zabronić robienia ludziom głupich rzeczy. Żeby było jasne – ja nie podpisuję się w pełni pod tym twierdzeniem.
Niebezpieczne fejk niusy
Ale tu nie chodzi o błędne decyzje jednostek. W świecie zglobalizowanym jest wiele procesów, które są budowane przez decyzje jednostek. Takim typowym przykładem jest problem np. niskiej emisji smogu. Czyli że osoba, która pali śmieci, w tym np. plastiki, szkodzi nie tylko sobie, ale także swoim sąsiadom. Osoba, która postanawia wyciąć np. filtr cząstek stałych ze swojego samochodu po to, by mogła oszczędzić na serwisie, szkodzi nawet bardziej innym niż sobie.
Podobnie jest ze zmianami klimatu czy racjonalnym wykorzystywaniem zasobów wody, czy energii, czy czegokolwiek innego. Takim przykładem jest także epidemia i to, że decyzje dotyczące np. szczepień, noszenia miasteczek, higieny czy odpowiedniego dystansu wpływają na zdrowie i życie. W skrócie – na bezpieczeństwo. Nie tylko osoby, które je podejmuje, ale także, a czasami przede wszystkim, na zdrowie i bezpieczeństwo innych.
Fejk goni fejk – wysyp manipulacji
Od początku pandemii obserwuję ogromną liczbę fejków, kłamstw i manipulacji. Najpierw koncentrowały się one wokół hasła, że wirusa nie ma w ogóle. Potem, że jest, ale jest on równie groźny jak grypa, czyli niegroźny. Potem, że może i jest groźniejszy, ale znaczny wzrost śmiertelności nie jest wynikiem działania tego wirusa, tylko wynikiem lockdownów. W międzyczasie szeroko informowano, że to sieć 5G daje te efekty zdrowotne, które przypisuje się wirusowi oraz to, że np. w składzie szczepionek są elektroniczne chipy. Ten ostatni fake news, choć dla wielu może się wydawać tak absurdalny, że szkoda na niego czasu, w rzeczywistości w pewnym momencie rozwoju epidemii zyskał taką popularność, takie zasięgi, że nawet nasze Ministerstwo Zdrowia musiało się do niego odnieść.
Skąd ta siła fake newsów?
Gdy pojawiły się szczepionki, nastąpił wysyp różnego rodzaju manipulacji, pół prawd czy fejków – jakkolwiek to nazwiemy. Jak to się dzieje, że tego typu informacje zyskują tak astronomiczne zasięgi? Zasięgi, o których na przykład ja, twórca internetowy, osoba, która od wielu lat prowadzi kanały popularnonaukowe może tylko pomarzyć.
Czyli innymi słowy, jaka jest anatomia fejków i skąd się biorą fejk niusy?
Krok pierwszy – kreacja fake newsa
Na początku tego łańcucha jest ktoś, kto wymyśla fejk. Raporty, nie tylko zresztą polskie, ale także także np. europejskich instytucji, nie pozostawiają wątpliwości, że przynajmniej część z tych najgłośniejszych fejków jest wymyślona po to, by specjalnie wprowadzić zamęt, chaos czy podważyć autorytet instytucji, które zarządzają kryzysem. Część jest inspirowana z zagranicy, inne są inspirowane z wewnątrz.
Krok drugi – fake news trafia podatny grunt
Pomijając ten punkt, bo to jest temat na trochę inny raz, fake news musi trafić do lidera opinii. Bardzo często to celebryta, polityk, czyli ktoś, kto ma duże zasięgi. W Stanach Zjednoczonych niedawno został wydany raport napisany przez taką organizację The Center for Countering Digital Hate i z tego raportu wynika, że aż 65 proc. wszystkich fejk newsów dotyczących szczepień na COVID-19 pochodzi od zaledwie 12 influencerów!
Krok trzeci – to się po prostu opłaca, czyli rozprzestrzenienie się fejków
System jest prosty. Znani z tego, że są znani, zarabiają krocie dzięki temu, że mają zasięgi. 12 kont influencerskich było odpowiedzialnych za 65 proc. wszystkich fake newsów dotyczących szczepień. Setki tysięcy, a często nawet miliony ludzi, którzy regularnie śledzą konta influencerskie na Instagramie, Facebooku, Tik-Toku, na Twitterze – można by wymieniać długo. To daje nieograniczone w zasadzie możliwości zarabiania pieniędzy przez właścicieli tych kont. Dużych pieniędzy. Na popularnym profilu Instagramowym można zarobić kilkadziesiąt tysięcy złotych za jedno zdjęcie z lokowaniem produktu albo z usługą i odpowiednio zrobionym opisem.
Wszystkiemu „winne” są algorytmy i nasze emocje
W Internecie działają inne mechanizmy niż w tzw. mediach tradycyjnych. W Internecie pomiędzy twórcą a odbiorcą są jeszcze algorytmy. To one wiedzą, co nas interesuje, zanim my zdążymy o tym pomyśleć. To one filtrują i podpowiadają, a ich kryterium są emocje.
Można się na to oburzać, ale zanim zaczniemy to robić, może warto sobie uświadomić, że podobnie działa nasz mózg. Nie zapamiętuje on wszystkiego, nie podpowiada nam, gdy szukamy w pamięci tych rzeczy, które są najważniejsze, ale tych, z którymi wiążą się najsilniejsze emocje. Dlatego możemy pamiętać na przykład zapach i smak pierwszego pocałunku we wczesnej podstawówce, ale niekoniecznie ważny numer telefonu, który usłyszeliśmy wczoraj. Algorytmy uwielbiają emocje. Nieważne jakie. Wiedzą, co nas emocjonuje, bo mierzą ilość interakcji i poziom naszego zaangażowania. Lajki, dislajki, szery i komentarze. No i oczywiście to, w co klikamy i co czytamy.
W świecie Internetu najprostszym sposobem na zwiększenie zasięgu jest wywołanie emocji. Żniwa przychodzą wtedy, gdy ludzie się boją. Paradoksalnie wtedy, gdy się boimy, szukamy informacji najchętniej. Algorytmy nie podpowiadają nam wtedy tego, co jest wiarygodne, tylko to, co wywołuje emocje. Emocje to zasięgi, a zasięgi to pieniądze. A co robić, żeby zarabiać jeszcze więcej? Trzeba wywołać jeszcze większe emocje.
Gdzie w tym wszystkim odpowiedzialność?
W tym wszystkim brakuje jednego zasadniczego słowa. Jest nim odpowiedzialność. Zasięgi nie idą w parze z odpowiedzialnością, a ja zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że często wysokie zasięgi wynikają z braku odpowiedzialności albo jeszcze inaczej, łatwiej wybudować duże zasięgi, gdy ma się swobodny stosunek do faktów. Sprawdzanie, weryfikowanie czy konsultowanie niestety zajmuje czas, a każde opóźnienie zwiększa ryzyko, że fala trendu minie. O tym czy nadciąga, czy przemija mówią odpowiednie narzędzia, np. Google Trends.
Fala, ruch, emocje i… zasięgi – przykłady fake newsów
Przypadek nr 1
Konkretny przypadek. Człowiek, który jest, powiedzmy, zapomnianą gwiazdą jednej piosenki zaczyna w odpowiednim momencie publikować antyszczepionkowe wpisy i grafiki. Zaczyna występować na antyszczepionkowych demonstracjach. Występuje nie tylko jako ekspert od szczepień, ale także jako piosenkarz. To dla niego dobry czas, bo o szczepionkach dużo w Internecie się mówi. Sporo osób szuka o nich informacji, więc narzędzia internetowe widzą to zainteresowanie. Dodatkowo algorytmy podbijają temat, bo widzą to zainteresowanie. Co jest skutkiem co przyczyną? (To jest temat na zupełnie inny artykuł). Wpisy piosenkarza publikują więc portale czy przeklejają zarówno portale, które są zachwycone tymi wpisami, jak i te, które są oburzone. Ale to w sumie nie ma znaczenia. Jest fala – jest ruch – jest zasięg.
Przypadek nr 2
Jakiś czas temu liderka ruchu antyszczepionkowego zamieściła zdjęcie młodego chłopaka. W opisie napisała, że zmarł, bo się zaszczepił. Wzywa przy okazji do poparcia ruchu antyszczepionkowego i podaje link do zbiórki pieniędzy na ten cel. W treści postu pada pytanie – „Czy chcesz, by i Twoje dziecko to spotkało? Tak skończyło?” Emocje, emocje, emocje! To, że chłopak zmarł z innego powodu, a przynajmniej wszystko na to wskazuje, nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Takich przykładów można mnożyć. Gdy wiele miesięcy temu paliły się lasy np. Amazonii albo w Australii, to te mechanizmy działały dokładnie tak samo. Najwięksi celebryci prześcigali się w byciu obrońcami środowiska. Przy okazji wrzucali stare zdjęcia, zdjęcia z innych części świata czy fałszywe informacje, które z łatwością mógł zweryfikować każdy, kto skończył kurs biologii na poziomie, powiedzmy, szkoły podstawowej. Ale nieważne. Była fala trendu. Grzechem byłoby jej nie wykorzystać.
Przypadek nr 3
Jeden z polskich celebrytów – pewien podróżnik – kilka miesięcy temu twierdził, że w Indiach jest dużo przypadków zachorowań na COVID-19, bo tam testowana jest sieć 5G. Twierdził, że fale elektromagnetyczne zasięgu, który wykorzystuje telefonia piątej generacji gotują wodę w płucach i to to jest źródłem epidemii a nie wirus. Gdy dziennikarz zaczął go dopytywać, celebryta stwierdził, że czasami jest trochę naukowcem, który czyta różne rzeczy.
Dla wyjaśnienia – 5G nie gotuje wody 😉 Ma tak małą moc, że nie jest w stanie tego zrobić. Poza tym częstotliwość rezonansowa cząsteczki wody wynosi 2,45 GHz, a sieć 5G nie będzie w ogóle tej częstotliwości wykorzystywała. W końcu last but not least, w Indiach nie ma sieci 5G. Nic się tu nie zgadza, ale znowu to nie ma większego znaczenia.
Fake newsy nie tylko dla pieniędzy
Tutaj muszę dodać, że nie zawsze i nie wszystkim chodzi o to, by wykręcić duże zasięgi, dzięki którym potem za lokowanie kremu, zegarka czy samochodu można zarobić kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy za jeden post. Madonna czy Leonardo DiCaprio nie muszą tego robić. Natomiast wysokie zasięgi można przeliczyć na pozycję w środowisku. Wysokie zasięgi są walutą, za którą można kupić pozycję np. największego obrońcy przyrody wśród aktorów. Ta chęć budowania swojego wizerunku jako specjalisty od ochrony środowiska czy medycyny, gwarantuje ekspozycję w mediach – już w tych tradycyjnych.
Takie osoby są tam wtedy chętniej zapraszane, bo ciągną za sobą swoich fanów. I tak tradycyjne media tylko dosypują paliwo do kotła. Paradoksalnie to właśnie ludzie bogaci najwięcej konsumują w szerokim tego słowa znaczeniu, a więc rozpychają się łokciami znacznie bardziej niż ktoś, kto nie ma willi na każdym kontynencie, prywatnego samolotu czy kilku samochodów albo jachtów. Zasięgi, o których mówię wykręcamy my, odbiorcy, którzy dajemy się ponieść emocjom. To my komentujemy, szerujemy czy lajkujemy.
Przeczytaj także: „Sieć 5G – czy jest się czego bać?”
Wpływ celebrytów, influencerów na to, jak postrzegamy świat jest ogromny. O ile dezinformacja nie przechodzi przez konto jakiegoś celebryty, polityka, influencera, w skrócie kogoś, kto dla swojej bańki jest osobą godną zaufania, taka informacja ginie w gąszczu Internetu. Dezinformacja musi zostać wykopana. Taką trampoliną są wysoko zasięgowe konta. Same na tym zyskują, bo osiągają większe zasięgi, a to przelicza się na pieniądze albo na pozycję w swojej bańce.
Czy umiemy się bronić przed fake newsami?
Jak się przed tym bronić? Czy np. wsiadłbyś do samolotu gdybyś wiedział, że ktoś, kto siada za sterami, nie jest wyszkolony w pilotażu? A skoro nie, dlaczego poważnie traktujemy wpisy dotyczące medycyny, gdy ich autorem jest piosenkarz albo aktorka? Dlaczego tak często przesyłamy te informacje dalej? Czy gdyby jadąc autobusem, czy gdy słyszymy na przykład publicznie kogoś, kto opowiada różne bzdury, czy wówczas odwracamy się i wchodzimy z nim w polemikę?
Jeżeli nie, to dlaczego komentujemy i z oburzeniem przesuwamy dalej wierutne bzdury widziane w sieci. I w końcu, czy jeżeli kupujemy coś dla siebie, czy wcześniej przypadkiem nie sprawdzamy opinii na temat tego produktu? Czy nie czytamy recenzji tych, którzy się na tym znają? Czy nie rozpytujemy innych, którzy mają już z tym produktem albo z tą usługą jakieś doświadczenia? A jeżeli tak robimy, to dlaczego tych samych mechanizmów weryfikacji sprawdzania i konfrontowania nie stosujemy do informacji?
Te pytania powinniśmy zadawać sobie wszyscy, bo to nasze zachowania nakręcają spiralę, w której mając duży zasięgi, dużo bardziej opłaca się napisać nawet największą bzdurę, bo to zwiększa zasięg. Wpisy celebrytów, influencerow, nazwijmy ich liderami opinii, a więc ich wpisy i wypowiedzi mają większe zasięgi niż zasięgi Science, Natural czy New Scientist razem wzięte. I to właśnie oczami influencerów my i nasze dzieci widzimy świat. Im większy kryzys tym większy wpływ na nasze postrzeganie będą mieli ludzie z zasięgami, ale bez odpowiedzialności.
Bezkrytyczne przyjmowanie informacji jest jednym wielkim oskarżeniem naszego systemu edukacji, ale także wychowania. Nie pokazujemy młodym ludziom, jak ogromną wartość mają fakty, ale też sami nie często o tym myślimy i tego pilnujemy u siebie. Nie uczymy odpowiedzialności za słowo, ale też sami często tej odpowiedzialności na siebie nie bierzemy. Co prawda mówimy „słowa mogą zabić”, ale potem lajkujemy czy szerujemy niesprawdzone informacje, które mogą zabić. No ale to już jest chyba temat zupełnie inny materiał.