Prawie rok temu zostałem powołany do niezależnej grupy eksperckiej, mającej wspomóc Europejską Agencję Kosmiczną w opracowaniu nowej strategii na kolejne dekady. Kilka tygodni temu opublikowaliśmy raport na ten temat. Ten odcinek jest o wyzwaniach, jakie stoją przed Europą, ale także przed Polską, w rozwoju nowoczesnej gospodarki opartej o technologie kosmiczne.
Spis treści
Wprowadzenie
Kiedy ktoś rzuca hasło „podbój kosmosu”, to co myślicie? Jakie budzi to w Was skojarzenia? Myślę, że większość powie albo pomyśli o NASA, SpaceX, lądowaniu na Księżycu czy Marsie. Zainteresowani geopolityką wspomną zapewne chiński program kosmiczny. A czy komuś przyjdzie choć przez chwilę przez myśl Europa lub Europejska Agencja Kosmiczna?
Europejska Agencja Kosmiczna jest organizacją międzynarodową z wszystkimi tego dobrymi i złymi stronami. Co to znaczy? Ekosystem kosmiczny Europy jest mocno rozdrobniony, a poszczególne państwa mają własne narodowe agencje kosmiczne.
Europejska Agencja Kosmiczna została założona po to, by agregować wysiłki należących do niej państw, realizując najbardziej ambitne i drogie zadania. Niektóre misje kosztują tyle, że udźwignięcie ich przez którekolwiek europejskie państwo samodzielnie byłoby niewykonalne.
Nie zanudzając formalnościami, jeszcze chce tylko dodać, że ESA nie jest częścią czy nie jest tożsama z Unią Europejską. To niezależna organizacja, do której należą też Wielka Brytania, Szwajcaria i Norwegia, a nawet na specjalnych zasadach Kanada.
Czym dysponuje Europejska Agencja Kosmiczna?
ESA dzięki Francji ma port kosmiczny w Gujanie Francuskiej. Na Nauka. To Lubię znajdziecie film, a właściwie moją relację z pobytu w nim. Port bardzo dobrze położony, w pobliżu równika, z bardzo szerokim i korzystnym azymutem startowym. Można z niego ekonomicznie latać tak na wschód, jak i na orbity polarne.
To jednak nie koniec – porty suborbitalne z północy, norweska Andoya oraz szwedzki Esrange, rozwijane są obecnie do orbitalnych. Szeroko zakrojony plan budowy kilku portów kosmicznych mają Brytyjczycy, najbliżej stanu operacyjnego są horyzontalny Cornwall Spaceport na południu wyspy oraz wertykalny SaxaVord Spaceport na Szetlandach.
Z kolei niemiecka German Offshore Spaceport Alliance bada możliwość budowy pływającej wyrzutni, umożliwiającej wynoszenie rakiet z Morza Północnego. Prace na portem kosmicznym prowadzone są też na Azorach.
Europa ma więc skąd latać, pytanie czy ma czym? Patrząc na papierze, nie jest źle. ESA dysponuje dwoma operacyjnymi rakietami, ciężką Ariane 5 i lżejszymi Vegami. W budowie jest też kolejna, tańsza rakieta z rodziny Ariane o numerze sześć. Na rynku małych nośników mamy start-upy niemieckie – Rocket Factory Augsburg, Isar Aerospace i Hyimpulse, francuskie – Latitude i Maiaspace, hiszpańskie PLD Space oraz brytyjskie – Orbex i Skyrora. Całkiem sporo.
Także w temacie pojazdów kosmicznych, rozwożących satelity po docelowych orbitach, teoretycznie wybór jest duży. Włoski D-Orbit wykonał już kilka udanych misji, a kilkanaście firm pracuje nad podobnymi pojazdami OTV. Dlaczego tak wiele osób, a także raport, którego jestem współautorem mówi więc, że spadamy do niższej ligi? Treść raportu możecie znaleźć tutaj.
Co nie gra?
Z bliska nie wygląda to już tak dobrze. W temacie rakiet mamy do czynienia z bardzo głębokim kryzysem, i nie są to moje słowa, ale urzędników ESA. Produkcja kosztującej 180 mln euro za start Ariane 5 została zakończona. Choć ta konstrukcja miała spory udźwig, zleceń, w których byłaby choćby jako tako konkurencyjna cenowo, praktycznie na rynku nie ma. Pozostał jeden start i Ariane5 przechodzi do historii.
Niestety jej następczyni, Ariane 6, jest wciąż niegotowa i nie wiadomo, kiedy będzie gotowa. Vega i Vega-C to w założeniu rakiety dla mniejszych ładunków. Problem w tym, że przez przestarzałą konstrukcję ich cena również wypada dziś źle.
Poza tym w ciągu ostatnich kilku lat, na 9 startów, aż 3 rakiety stracono wraz z ładunkami. W ostatniej awarii przepadły drogie i strategicznie ważne satelity Pleiades Neo i starty rakiet Vega-C wstrzymano.
Czego nie mamy?
Europejskie start-upy rakietowe, nawet jeśli w tym roku polecą, to z testowymi misjami. Te komercyjne rakiety są zresztą robione nieco na boku europejskiego systemu. Młode firmy nie mają konkretnych wyzwań w postaci programów celowych, podobnych do tych, które odbudowały amerykańskie zdolności wynoszenia.
Nie ma też w Europie programów wojskowych podobnych do tych realizowanych przez US Space Forces czy agencję innowacji obronnych DARPA. Start-upy kosmiczne pieniądze czerpią głównie od firm venture capital, znacznie słabszych niż te w Stanach Zjednoczonych, oraz z niezbyt wysokiego wsparcia macierzystych agencji kosmicznych.
Programy ESA, takie jak Boost! są mało konkretne, zarówno jeśli chodzi o kwoty wsparcia, jak i to, czego od beneficjentów wymagają. Nieśmiała zapowiedź ESA dotycząca większego dopuszczenia nowych firm do konkretnych zleceń już wywołała ripostę szefostwa Arianespace, francuskiego giganta kosmicznego, przypominającą, że to obsługiwane przez nich rakiety są przyszłością Europy.
Tarcia pomiędzy firmami z różnych krajów, a nawet agencjami narodowymi nie są rzadkością. A to spowalnia procesy i nie pozwala rozwijać projektów, które wymagają spokoju i konsekwencji. A przede wszystkim czasu.
Finansowanie
Czy to jest wina ESA? Cóż, ESA to organizacja międzynarodowa, trudno więc ignorować tych, którzy dają na nią pieniądze. Choć i tutaj nie obyło się bez strategicznych błędów, jak chociażby opieranie się latami na rosyjskich systemach wynoszenia Sojuz, zamiast w tym czasie rozwinąć swoje. Efekt? Gdy Rosjanie wypadli z gry, a Vegi zawiodły, zlecenia zaczęły płynąć na inne kontynenty.
OneWeb, europejska konstelacja satelitów internetowych, ratuje się, latając u bezpośredniej konkurencji Falconami 9 lub przy pomocy indyjskich rakiet. ESA Falconem wyśle łazika z misji ExoMars. Co gorsza, Europa zupełnie spasowała w temacie niezależnej obecności na orbitach. Miejsca na statkach kosmicznych dla swoich astronautów musimy kupować u Amerykanów, ładunki towarowe na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wozimy Dragonami lub Sojuzami.
Przeczytaj też: Raport doradców ESA: Europa musi zacząć działać teraz
Własnym pojazdem będą niedługo dysponować Hindusi, a zaawansowana technologicznie Europa nie potrafi się na taki projekt porwać? Nie, nie potrafi, bo nie ma na to pieniędzy, bo kraje członkowskie, a przynajmniej wiele z nich, nie potrafi wyznaczyć wspólnego celu i konsekwentnie do niego zmierzać. My nie mamy nawet planu na to, co robić po zdeorbitowaniu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. A jej koniec się szybko zbliża, o czym zrobiłem na Nauka. To Lubię kilka filmów.
Europejska Stacja Kosmiczna?
Powiem więcej. Zanim prezydent USA Reagan zaprosił Europę do współtworzenia Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, ESA miała już swój plan budowy stacji orbitalnej Columbus. Stacja miała składać się kilku modułów, ale projekt zarzucono, dołączając do amerykańskiego.
Już wtedy zdawano sobie sprawę, że NASA będzie dominującą stroną tego projektu, zaplanowano więc dodatkową, mniejszą stację MTFF i bezzałogową stację polarną. To wszystko padło z powodu niewystarczającego finansowania na początku lat 90. Z całego programu wybudowano tylko okrojony moduł Columbus, który stał się częścią międzynarodowej stacji kosmicznej. Stacji, na której europejska pozycja została jeszcze osłabiona dołączeniem do projektu Rosjan.
Niestety dzisiaj nie da się już do poprzednich planów wrócić. Europa ma know-how, ma kompetencje, ale nie ma wśród swoich przywódców zrozumienia, że warto w kosmos inwestować. Powiem jeszcze więcej. Europejska firma Thales Alenia wciąż buduje moduły stacji orbitalnych. Buduje, ale projekty i własność intelektualna tych rozwiązań będą w większości amerykańskie. Bo te stacje będą należeć do prywatnych amerykańskich operatorów, w których część czasu naukowego będzie zagwarantowana dla współfinansującej je NASA.
ESA będzie musiała taki czas kupić, względnie uśmiechnąć się, oczywiście z pokaźną sumą euro w ręku, do Chińczyków. W obu tych miejscach jako goście będziemy mieli ograniczone możliwości.
Co z europejskimi lotami na Księżyc?
To może Księżyc? Niektórzy zachwycają się przecież, że Europa jest odpowiedzialna za moduł serwisowy Oriona. Tyle, że nasz wkład w ten statek nie jest związany z europejskimi ambicjami w temacie naszego satelity, ale ze spłatą zobowiązań za działalność na ISS.
Zmodyfikowaliśmy moduł serwisowy zabitego dekadę temu własnego statku towarowego ATV, aby spłacić zaległości wobec Amerykanów. Tak nawiasem mówiąc, ATV był największym z logistycznych statków dostarczających zapasy na stację. I znowu. Zrobiliśmy coś, bo potrafimy. Szkoda tylko, że jako spłatę za dług,i a nie jako samodzielny projekt.
O czym mówi raport?
O czym więc piszemy w raporcie? Jego pełną treść możecie znaleźć tu. Polecam przeczytanie go.
Po pierwsze, zauważamy, że Europa ma wszystkie klocki potrzebne do tego, żeby w niedługim czasie stać się prawdziwą trzecią siłą w kosmosie. Oprócz wymienionych wcześniej firm, jest tu Airbus, jeden z największych i najbardziej doświadczonych producentów dużych satelitów na świecie. Fiński, ale powiązany też z Polską start-up Iceye wyrasta dziś na jednego z ważniejszych graczy obrazowania SAR.
Mamy w Europie wiele cenionych firm produkujących różnego typu podzespoły dla misji kosmicznych. Warto tu wymienić na przykład polskich graczy, takich jak Astronika czy CreoTech. Mówiąc krótko, są ludzie, są technologie, ale musimy w końcu zacząć stawiać sobie bardziej ambitne cele.
Musimy zacząć walczyć o autonomiczne zdolności w kosmosie. I to uwaga — zarówno do Europy jako całości, jak i – w zupełnie innej skali – do Polski. Bo poprzednie zdanie dotyczy też naszego kraju. Mamy ludzi, mamy technologie, ale nie mamy wizji i ambitnych celów. Polska w przeliczeniu na mieszkańca odprowadza najmniejszą składkę ze wszystkich 22 krajów członkowskich ESA. To składka około 4-krotnie mniejsza niż np. składka Czechów.
To też Cię zainteresuje: Co warto wiedzieć o ESA?
Statystyczny Polak na rok odprowadza około 1 euro. Statystyczny Francuz blisko 20 euro. Przy czym zgodnie z zasadami ESA, niemal cała składka wpłacana przez dany kraj wraca do niego w postaci inwestycji i zamówień. Polska nie oddaje tych pieniędzy komukolwiek, Polska inwestuje je w technologie i co dla mnie jeszcze ważniejsze, w ludzi, bez których nie da się budować przyszłości, nie da się rozwijać nowoczesnej gospodarki.
Za jedno euro rocznie na statystycznego Polaka nowoczesnej, opartej o technologie kosmiczne gospodarki nie wybudujemy. Przykładamy za to rękę do tego, że zdolni i wykształceni ludzie, chcąc się rozwijać, uciekają za granicę.
Inwestycje w kosmos, tak jak po amerykańskim programie Apollo, będą dzięki opracowanym technologiom przynosiły nam korzyści przez dekady. Jeśli tego nie zrobimy, wykwalifikowani ludzie uciekną, a na orbitach będziemy gośćmi. Korzyści z prostego podwykonawstwa będzie czerpać niewielu, a te i tak będą niczym, w porównaniu z tym, co wypracują liderzy kosmicznego wyścigu.
Smutna rzeczywistość
Jak to wygląda dziś? Możecie zobaczyć przykład choćby w zestawieniu osiągnięć Stanów, Chin i Europy, który pochodzi z tego raportu. Sporo czerwonych światełek alarmowych, nieprawda?
Odpuszczanie w świecie dynamicznie rozwijających się technologii nie popłaca, już raz przegapiliśmy wielką szansę w temacie półprzewodników. Pomimo, że maszyny do produkcji najnowocześniejszych czipów produkuje tylko holenderskie ASML, wyrafinowane zespoły luster do nich dostarcza niemiecki Zeiss, jednym z najważniejszych ośrodków naukowo-badawczych jest belgijski IMEC, a takie Drezno miało wszelkie predyspozycje, żeby być europejskim Tajwanem, śmietankę w tym biznesie zbiera dziś Azja.
Śmietanka kosmiczna jeszcze jest w naszym zasięgu, ale nie łudźmy się, ten pociąg zaczyna odjeżdżać. Jeśli chcemy osiągnąć coś więcej, musimy zacząć działać tu i teraz. I to dotyczy Europy, ale to także dotyczy Polski.
Podsumowanie
I o tym jest raport, który przez wiele miesięcy współtworzyłem. Czy kogokolwiek interesują zawarte w nim tezy? Powiem tak, mimo kilku prób na razie udało mi się z nim dotrzeć tylko do jednego ministra. Kilku innych nawet nie odpisała na maile. A podczas konferencji przemysłu kosmicznego która kilka tygodni temu odbyła się w Sejmie do mojego wystąpienia na temat tego raportu i na temat wyzwań, jakie przed nami stoją, nie doczekał ani jeden minister albo wiceminister. Choć na początku konferencji było dwóch albo trzech. Fakt, była sobota i ładna pogoda.