Rosja w kosmosie i groźby. Jest się czego bać?

Tomasz Rożek
T. Rożek
21.04.2022

Kilkanaście dni temu Władimir Putin powiedział, że Rosja w tym roku wyląduje na powierzchni Księżyca. Sonda, która miała takiego lądowania dokonać, właśnie jest pozbawiana podzespołów, które miała dostarczyć Europejska Agencja Kosmiczna ESA. Czy Rosja w kosmosie to tylko pobożne życzenia?

Rosyjskie plany kosmiczne

Chodzi o lądownik Łuna 25, którego start był planowany na sierpień tego roku. Ale wcześniej miał to być rok 2012, potem 2014, 2016 i w końcu 2018. Tą misją Rosja miała wrócić na Księżyc, choć sam lądownik nie jest urządzeniem bardzo zaawansowanym. Każde kolejne opóźnienie oznaczało przeprojektowanie urządzenia, a w zasadzie uszczuplenie go.

Wesprzyj Zrzutkę Nauka. To Lubię

Np. początkowo zakładano, że w ramach misji zostanie rozstawionych 12 penetratorów – sejsmografów, ale w ostatniej wersji będą tylko cztery. A i to nie jest pewne, bo ESA właśnie zawiesiła współpracę z Roskosmosem czyli rosyjską agencją kosmiczną. Nie tylko przy konstruowaniu misji Łuna 25, ale także Łuna 26 i Łuna 27. 

Rosja na księżycu

Lądownik Łuna 25 jest w dużej części gotowy. Tych kilka dni temu podczas konferencji w centrum kosmicznym Putin – jak prawdziwy gospodarz – przed kamerami stwierdził, bo z pewnością nie było to pytanie:

„W trzecim kwartale tego roku, Łuna 25 powinna być już gotowa. Czy tak rzeczywiście będzie?” Odpowiedział mu szef Roskosmosu Rogozin: „Tego powinniśmy się spodziewać”.

Tylko że taka odpowiedź pada od przynajmniej dekady. Tu nawet nie chodzi o pokazanie czegokolwiek zachodowi, a raczej o komunikat na potrzeby wewnętrzne. Powiedzenie “popatrzcie, cały świat w nas wali, a my sobie lecimy na Księżyc”. W oficjalnych komunikatach nie ma informacji, że Łuna 25 jest opóźniona o dekadę, że konstrukcja lądownika jest uproszczona i że niektóre z jej elementów składowych nie zostaną dostarczone przez agencje kosmiczne, z którymi przy tej misji Roskosmos współpracował.

Lądowanie na Księżycu wcale nie jest proste. Rosyjski lądownik jako pierwszy zetknął się z powierzchnią Księżyca. Choć nie było to lądowanie tylko rozbicie. Żeby było jasne, Łuna 2 rozbiła się o Księżyc planowo, a nie w wyniku awarii czy pomyłki. Ostatni raz Rosjanie lądowali na Księżycu ponad 45 lat temu. W międzyczasie inni lądowali tam wielokrotnie.

Tego zabraknie Rosjanom

Rosjanie nie tylko potrzebowali wsparcia kogoś kto lądował niedawno, ale na dodatek technologii i podzespołów, których dzisiaj już nie mają. A nie mają z powodu wojny, jaką Moskwa rozpętała na Ukrainie. W Łuna 25 nie będzie miała kamery, która umożliwia nawigację podczas lądowania. Kamera i jej technologia należy do ESA i zostanie zamontowana na innym lądowniku w innej misji, najpewniej w jednej z misji NASA.

Misja Łuna 27 miała mieć na pokładzie wiertło księżycowe Prospect, ale i ono na pokładzie rosyjskiej sondy nie poleci. Zostanie zamontowane u kogo innego. Na rosyjskim lądowniku księżycowym nie znajdzie się także spektrometr masowy EMS, który miał poszukiwać wody. Zostanie zainstalowany na łaziku księżycowym LUPEX, który jest budowany wspólnie przez japońską i indyjską agencję kosmiczną. Jego start jest planowany na za dwa lata. 

Rosja nie wyśle też misji na Marsa 

Misje księżycowe nie są jedynymi, które w ostatnich tygodniach zostały zawieszone. Już w pierwszych tygodniach wojny ESA oświadczyła, że zawiesza współpracę z Rosją w misji marsjańskiej ExoMars. W ramach tej misji na powierzchnię Marsa miało zostać przetransportowane laboratorium Rosalind Franklin (to na cześć brytyjskiej chemiczki i pionierki w dziedzinie badania DNA).

Misja miała szukać śladów biologicznej aktywności na powierzchni Czerwonej Planety. Miała rozpocząć się w 2020 roku, ale z powodu pandemii przesunięto ją na koniec tego roku. Tym razem też nie poleci. Łazik jest konstrukcją europejską wybudowaną za pieniądze europejskich podatników. Strona rosyjska miała tylko łazik wynieść w kosmos z terenu kosmodromu Bajkonur. Teraz to niemożliwe. Łazik zostanie wyniesiony później pewnie przez europejską rakietę Ariane. 

ESA i Rosyjska Agencja Roskosmos współpracowały na kilku polach. Dzisiaj one wszystkie są zawieszone. Największą stratą dla Rosji będzie pewnie utrata wielu kontraktów na wynoszenie satelitów komercyjnych. Zawieszenie tych lotów to także kłopot dla drugiej strony, ale tak to już jest, że gdy nie rozwija się własnych technologii a bazuje na tańszej technologii kraju tak nieprzewidywalnego jak Rosja, wcześniej czy później wpadnie się w kłopoty. Choć z drugiej strony, to może spowodować rozwój europejskiego przemysłu rakietowego.

Dotychczas ESA (ani NASA) nie musiały być pod tym względem samowystarczalne, bo zawsze istniała sprawdzona i rozsądna kosztowo opcja rosyjskich rakiet z serii Sojuz. Dzisiaj i w dającej się przewidzieć przyszłości ta opcja znika. Trzeba będzie radzić sobie samemu, a to może spowodować szybszy rozwój systemów własnych.

Stacja kosmiczna i Rosja w kosmosie

Co ciekawe, patrząc tylko na oświadczenia i decyzje, ESA idzie bardziej na ostro niż NASA. Do niedawna można to było tłumaczyć tym, że Rosjanie mieli, czy ściślej rzecz biorąc, w rosyjskiej kapsule na Ziemię miał wrócić z pokładu stacji kosmicznej jeden z Amerykanów. No ale już wrócił. Rosjanie zresztą argumentu stacji używają bardzo często, twierdząc, że zrezygnują z projektu, albo że odłączą się od stacji całkowicie. To samo zresztą mówili w 2014 roku. Stacja na orbicie jest rzeczywiście międzynarodowa, ale udział Rosji jest dzisiaj marginalny. Moskwa nie ma pieniędzy. Ostatni rosyjski moduł Nauka, który przybił wiele miesięcy temu do stacji był opóźniony o kilka lat, a podczas manewrów dokowania prawie doszło do tragedii.

Zrobiłem o tym osobny film:

Rosyjskie kłamstwa

Kilka tygodni temu szef Roskosmosu Dmitrij Rogozin wydał kuriozalne oświadczenie w którym stwierdził:

Korygowanie orbity stacji kosmicznej, unikanie niebezpiecznych śmieci kosmicznych, którymi wasi utalentowani biznesmeni zaśmiecili orbitę okołoziemską możliwe jest tylko dzięki silnikom rosyjskich statków transportowych Progress. Jeżeli zablokujecie współpracę z nami, to nikt nie uchroni ISS przed niekontrolowanym wejściem w atmosferę i upadkiem na terytorium Stanów Zjednoczonych lub… Europy. Możliwe, że 500-tonowa stacja spadnie na Indie lub Chiny. Podejmujecie takie ryzyko? Stacja kosmiczna nie przelatuje nad terytorium Rosji, więc ryzyko jest po waszej stronie. Jesteście na nie gotowi?

No to po kolei. To nieprawda, że Stacja Kosmiczna nie przelatuje nad Rosją. I to nieprawda, że śmieci kosmiczne są amerykańskie. Więcej śmieci zostawili Rosjanie, a wcześniej Związek Radziecki. Nie jest też prawdą, że Stacją da się sterować tylko dzięki statkom rosyjskim. Da się sterować każdą kapsułą, która do stacji doleciała (a więc musi mieć silnik) i ma zapas paliwa. Potrafi to więc zarówno amerykańska kapsuła Dragon, jak i inne.

Prawdą jest, że na stałe do stacji zadokowane są statki Sojuz, podczas gdy te inne pojawiają się tam od czasu do czasu. Gdyby Rosjanie postanowili stację opuścić, będzie trzeba po prostu na stałe doczepić kapsuły należące do innych agencji kosmicznych. Zresztą Amerykanie już raz użyli statku Cygnus do zmiany orbity stacji. Z całą pewnością Stacja nie jest już uzależniona od Rosji w kwestii dostarczania na nią zaopatrzania. Dzisiaj mogą to robić już dwie konstrukcje amerykańskie (Dragon i Cygnus), jedna europejska i jedna japońska. Oświadczenie szefa Roskosmosu składa się więc z samych kłamstw. 

Autor

Tomasz Rożek

Z wykształcenia jestem fizykiem, a z zawodu dziennikarzem naukowym. Od lat tworzę markę Nauka. To Lubię, a dodatkowo kieruję działem naukowym w tygodniku Gość Niedzielny i współpracuję z wieloma mediami i redakcjami. Jestem szczęśliwym tatą bliźniaków: Zuzi i Janka oraz mężem Ani.
Zobacz również
Szukamy łowców meteorytów

Szukamy łowców meteorytów

19.04.2024 6 min czytania

Podcasty NTL