Sławosz Uznański: To było moje marzenie, od kiedy byłem małym chłopcem!

Tomasz Rożek
T. Rożek
02.12.2022
Przewidywany czas: 9 min

Inżynier i fizyk, który na co dzień pracuje w CERN, kilka dni temu szturmem wdarł się w nasze kosmiczne myśli, w nasze kosmiczne serca. Sławosz Uznański, bo o nim mowa, został rezerwowym astronautą ESA. „Pokonał” ponad 22,5 tysiąca chętnych. Jak wyglądała jego rekrutacja? Czy od zawsze chciał polecieć w kosmos? Kiedy poleci?

Sławosz Uznański, mat. ESA

Tomasz Rożek: Powiedz mi jak to jest. Wiedziesz sobie spokojne życie naukowca, w największym ośrodku cząstek elementarnych na świecie. Jesteś inżynierem, nie fizykiem, więc zajmujesz się sprawami mniej naukowymi, a bardziej inżynieryjnym. W pewnym momencie lądujesz absolutnie we wszystkich mediach. Twoje zdjęcie jest na wszystkich możliwych kanałach, nie tylko tych, które się zajmują kosmosem. Rozumiem, że Twoje życie zostało wywrócone do góry nogami.

Sławosz Uznański: To jest dokładnie tak jak opisujesz. Jest dosyć dużo szumu medialnego w tym momencie. Wywiadów udzielam praktycznie codziennie. Ja się zupełnie nie spodziewałem, że będzie tak duży odzew i że też w Polsce stanę się tematem nowych memów, które potem pojawiają się w internecie, tak jak Robert Lewandowski czy Iga Świątek. Natomiast wszystkie informacje są bardzo sympatyczne. I bardzo się cieszę, że mogłem zostać wybrany na taką listę. Bardzo się starałem, żeby dostać się do finału i super, że się udało.

TR: No dobrze, ale zanim się dostałeś do finału, najpierw musiałeś złożyć papiery. Kiedy to było i co Cię do tego posunęło?

SU: Tak naprawdę czekałem na tę rekrutację już od długiego czasu, bo ostatnia rekrutacja w Europejskiej Agencji Kosmicznej na astronautów miała miejsce w 2008 roku. W tamtym momencie byłem trochę za młody. Nie spełniłem wszystkich wymagań odnośnie doświadczenia, posiadania magisterium itd. I tak naprawdę od tamtego czasu sukcesywnie budowałem swoją karierę po to, że jeżeli otworzy się następny nabór, to złożę swoje dokumenty i będę startował. Oczywiście starając się dojść jak najdalej.

TR: Rozumiem, że ta myśl, pojawiła się w Tobie nie wtedy, kiedy przeczytałeś po raz pierwszy, że ESA zbiera aplikacje, tylko znacznie, znacznie wcześniej.

SU: Ta myśl towarzyszyła mi od małego dziecka. To było moje marzenie. Urodziłem się 12 kwietnia. Jest to rocznica, kiedy Gagarin – pierwszy człowiek, który opuściła atmosferę – był w kosmosie w 61 roku. Ta przestrzeń kosmiczna była mi więc bardzo bliska od kiedy byłem małym dzieckiem. I tak powoli, sukcesywnie budowałem swoją karierę, wybierając studia, a później doktorat, budując systemy na potrzeby przemysłu kosmicznego. I od tamtego czasu czekałem na ten nabór. Także wiedziałem, że jeżeli tylko będzie taka możliwość, będę się starał złożyć dokumenty i brać udział w tej rekrutacji. Myślę, że to były takie bardzo długoterminowe plany, od kiedy byłem małym chłopcem. I cieszę się, że jestem w tym miejscu, gdzie jestem dzisiaj.

Kosmos

TR: Samo złożenie papierów to pewnie nie było jakoś bardzo skomplikowane zadanie. Pewnie po prostu się je wysyła mailem, ale co musiałeś wypełnić, żeby znaleźć się w gronie tych ponad 22 tysięcy osób, które złożyły ważne dokumenty?

SU: Ten pakiet na początku nie jest technicznie bardzo trudny. Trzeba, tak jak powiedziałeś, wysłać go mailem, a tak naprawdę na stronie internetowej ESA złożyć dokumenty: CV, list motywacyjny, badania medyczne dla pilotów, tak jakbym się zapisywał na licencję dla pilota. Poza tym wiele różnych kwestionariuszy. I tyle. Natomiast jakby nie patrzeć, ta selekcja na początku była ogromna. Na podstawie właśnie tych dokumentów. Także tutaj jest bardzo dużo do wygrania albo do stracenia. Przygotowując swoje dokumenty spędziłem dobrych kilkadziesiąt godzin optymalizując doświadczenie, zastanawiając się co będzie interesujące, gdzie Agencja zainwestuje, jaka jest ich potrzeba, jak napisać list motywacyjny, który będzie przykuwał uwagę i również będzie adresował to, czego Agencja szuka. Także myślę, że tutaj było dosyć dużo pracy. A też mogę powiedzieć, że w 2017 roku była otwarta rekrutacja na astronautów NASA w Stanach Zjednoczonych i ja w tamtej rekrutacji również wziąłem udział. Przygotowałem dokumenty, już miałem je po prostu w pewien sposób przemyślane. Wiedziałem, że nie mogę startować jako kandydat, ale to była taka moja duża motywacja do tego, żeby te dokumenty przygotować – podejść do tego poważnie, poświęcić trochę czasu – i jakby już mój punkt startowy przed ogłoszeniem tej rekrutacji w ESA był dosyć mocny.

TR: Trochę odpowiedziałeś jak zostać albo jak się dostać, ale czy trzeba skończyć konkretne studia? Czy wystarczy mieć odpowiednie predyspozycje?

SU: To jest dosyć ciekawe pytanie. Tak naprawdę wiele osób może startować w takiej rekrutacji. I ja tutaj chciałbym obalić mit, że to jest bardzo specyficzny profil. Oczywiście historycznie astronauci to byli przede wszystkim piloci wojskowi, szczególnie odrzutowców. Natomiast dziś jest duże zapotrzebowanie na naukowców, na inżynierów. Tak naprawdę te dziedziny są bardzo atrakcyjne dla ESA. Ja jestem z wykształcenia elektronikiem i fizykiem. Projektowałem systemy kosmiczne wcześniej, ale podczas rekrutacji spotkałem bardzo ciekawych ludzi, z kompletnie różnym doświadczeniem. Są geologowie, badający pochodzenie planety czy różnych ciał niebieskich, ludzie specjalizujący się w zmianach klimatycznych. Bardzo dużo było lekarzy, szczególnie pracujących na oddziałach urazowych…

TR: W tym roku po raz pierwszy została wybrana także osoba z niepełnosprawnością. I to jest właśnie lekarz, który jako młody człowiek miał wypadek motocyklowy i ma amputowaną jedną nogę. Ale wracając do Ciebie, wysłałeś te dokumenty i ile czekałeś na pierwszy sygnał zwrotny?

SU: Ja akurat miałem to szczęście, że byłem jedną z pierwszych osób, która została zaproszona do kolejnego etapu. Wydaje mi się, że rekrutacja zamknęła się mniej więcej w połowie czerwca, a ja w połowie sierpnia dostałem zaproszenie na początek września zeszłego roku do tego, żeby pojechać do Hamburga na testy percepcyjne.

TR: Na czym to polegało? Czy to było trudne? Co cię tam zdziwiło?

SU: Trudno mi powiedzieć czy testy percepcyjne były trudne, czy nie. Przeszedłem je. To był cały dzień pracy na komputerze i czekały nas różne testy. Były takie trzy części typowo na kompetencje: z języka angielskiego, matematyki i fizyki. Później były testy percepcyjne, czyli na naszą pamięć wzrokową, słuchową, orientację w przestrzeni. Generalnie jak szybko i jak efektywnie przetwarzamy informacje z otaczającego nas świata i jaka jest nasza percepcja. To była jedna główna taka część. Wydaje mi się, że było sześć różnych testów. Później, już trzecią częścią tego dnia, były symulatory lotu – na joysticku, na komputerze – gdzie oceniana była nasza koordynacja ręka-oko, jak również w jaki sposób możemy nawigować na różne instrumenty.

TR: Wspomniałeś o tym, że te pierwsze testy wyjazdowe, tak je nazwijmy, zaczynały się od testów kompetencyjnych z matematyki, fizyki i angielskiego. Czyli osoba, która nie ma wykształcenia ścisłego, mówię o wykształceniu na poziomie studiów, a nie na poziomie liceum, nie miałaby szans? Czy to były takie rzeczy podstawowe?

SU: Trudno jest mi to ocenić, bo nie widziałem wyników swoich testów i my nigdy nie dostaliśmy żadnej oceny, jak nam poszło, czy jak wypadliśmy na tle innych osób. Też nie wiem jakie były te kryteria, czy np. dla mnie, jako inżyniera i fizyka z CERN-u były bardziej wyśrubowane, na przykład te z fizyki, czy mniej.

TR: Ale czy jednak trzeba mieć podstawy z matematyki, z fizyki, z nauk ścisłych? Czy mógłby polecieć ktoś, kto jest np. artystą, kto ma świetne oko, świetną pamięć, świetną koordynację, ale nie ma wiedzy z nauk ścisłych?

SU: Wydaje mi się, że w każdym z tych testów był jakiś poziom minimalny, który trzeba przekroczyć. Same ćwiczenia z matematyki i fizyki były dosyć trudne, ale ta trudność polegała przede wszystkim na ograniczeniu czasowym. Dużo było dosyć prostych zadań, ale obliczenia trzeba było prowadzić we własnej głowie, a wynik podać bezpośrednio na komputerze.

Czy wiesz, że

Rekrutacja w ESA rozpoczęła się w 2021 roku, a jej zwycięzców poznaliśmy dopiero pod koniec 2022 roku. Osób chętnych do lotu w kosmos było ponad 22,5 tysiąca!

TR: Na czym polegał trzeci etap?

SU: Mój kolejny etap był w lutym. Ten etap polegał na testach psychologicznych i testach komunikacyjnych. Wydaje mi się, że spędziłem walentynki bezpośrednio na testach komunikacyjnych w Centrum Szkolenia Astronautów w Kolonii. Także dla mnie to było duże przeżycie. To był pierwszy raz, kiedy pojechałem do Centrum Szkolenia Astronautów i wywarło ono na mnie duże wrażenie. Wchodząc tam, w holu, jest cała makieta Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, która jest podwieszona pod sufitem, jest skała z Księżyca, którą można bezpośrednio dotknąć i dla mnie to było dosyć duże przeżycie.

TR: A czwarty?

SU: Był to etap medyczny, także poszliśmy bezpośrednio do szpitala, w którym mieliśmy różne testy medyczne. Następnie były jeszcze dwa późniejsze etapy.

TR: Które z tych zadań było dla Ciebie najbardziej zaskakujące, a które najtrudniejsze?

SU: Dla mnie najtrudniejszą częścią były testy medyczne, dlatego że na nie mam bardzo mały wpływ. Ich wynik zależy od tego, jak działa moje ciało, czy mam jakąś wadę, która tak naprawdę mi nie przeszkadza w życiu i nigdy mi nie przeszkadzała, ale będzie dyskwalifikującą. Najbardziej zaskakujący test? Panel interview, który miałem we wrześniu. Komisja bardzo szybko była w stanie złapać pewne słowo i popchnąć mnie w stronę, w którą ja nie chciałem pójść i tak testować limity mojej wiedzy, ale też jak reaguję w sytuacjach, kiedy ja nie mam odpowiedzi dla panelu i w związku z tym, jak sobie poradzę w takiej sytuacji.

TR: W czasie jednej z naszych rozmów telefonicznych, po Twoim wyborze, wspominałeś o tym, że dla Ciebie ważne też było to, żeby przekonać ESA, że Ty masz swój własny plan.

SU: Mam dwa takie aspekty mojego życia, które chciałem troszeczkę uwypuklić i pokazać. Może trzy, ale opowiem o dwóch. Jeden aspekt to moja obecna praca. Pracuję w CERN-ie jako główny inżynier dowodzący naszego dużego akceleratora, Wielkiego Zderzacza Hadronów. I to jest jedna z najbardziej skomplikowanych infrastruktur naukowych na świecie. Pokazanie możliwości pracy na zmianę, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu i bycie efektywnym operatorem tak naprawdę dużej infrastruktury naukowej to była jedna taka część, którą chciałem pokazać. Myślę, że to jest mimo wszystko bardzo podobne do operowania różnymi systemami czy kontroli lotu, czy systemami podtrzymania życia na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, którymi operują astronauci. Z drugiej strony chciałem pokazać moje doświadczenie w górach i moją tendencję eksploracyjną, gdzie lubię te warunki, które są dosyć trudne. W momencie kiedy to co niesiemy ze sobą na plecach jest jedynym, co mamy i trzeba sobie poradzić w dosyć ekstremalnych warunkach, które często są ryzykowne.

Zdjęcia

TR: Dlaczego chcesz lecieć w kosmos?

SU: Dziś tak naprawdę wszystko możemy zobaczyć w internecie. Nie potrzebujemy nigdzie jechać, żeby zobaczyć jak tam jest. A mimo wszystko podróżujemy. I jak mamy znajomych czy rodzinę, którzy pokazują co przeżyli podczas podróży, to tak naprawdę to jest dla nas w pewien sposób inspirujące. Wydaje mi się, że przestrzeń kosmiczna i załogowe loty kosmiczne są dosyć podobne. Możemy wysłać sondy, różne konstelacje satelitarne, które sfotografują całą powierzchnię naszej Ziemi, ale tak naprawdę, jak astronauci lecą w kosmos, pokazują swoje zdjęcia i rozmawiają z nami zdalnie, używając technologii, to to jest inspirujące. To nam pokazuje tę dużą perspektywę, gdzie nasza planeta jest w kosmosie. Jak ona jest mała i delikatna. W warstwie między Mount Everestem a Rowem Marsjańskim jest całe życie we wszechświecie, które znamy. A po to, żeby to zobaczyć i dostrzec, i tak naprawdę dostrzec jacy jesteśmy mali i wrażliwi w tym ogromnym wszechświecie, to trzeba rzeczywiście spojrzeć na tę planetę oczami astronautów. I myślę że to jest niesamowicie inspirujące.

TR: Jesteś rezerwowym astronautą ESA. Co to znaczy?

SU: Jak tak naprawdę nie do końca wiem. I myślę, że nawet Europejska Agencja Kosmiczna nie do końca wie, jak to będzie w przyszłości wyglądało. Rezerwowa lista jest po raz pierwszy. Jesteśmy pierwszymi rezerwowymi astronautami, którzy będą czekali na lot. W tym czasie nie zaczynamy bezpośredniego treningu dla astronautów, natomiast będziemy czekać na to, aż zostaniemy przypisani do pewnej misji. Nie jest bezpośrednio zdefiniowane, co to znaczy. Nie jesteśmy bezpośrednio związani z Europejską Agencją Kosmiczną. Wszyscy pracujemy tak, jak pracowaliśmy wcześniej, natomiast do 20 dni w roku będziemy spędzali na treningu, badaniach medycznych, jak również promocji przestrzeni kosmicznej. Będziemy po prostu ambasadorami ESA w Europie, opowiadając o różnych misjach.

Całej rozmowy możesz posłuchać TUTAJ

Autor

Tomasz Rożek

Z wykształcenia jestem fizykiem, a z zawodu dziennikarzem naukowym. Od lat tworzę markę Nauka. To Lubię, a dodatkowo kieruję działem naukowym w tygodniku Gość Niedzielny i współpracuję z wieloma mediami i redakcjami. Jestem szczęśliwym tatą bliźniaków: Zuzi i Janka oraz mężem Ani.
Zobacz również

Podcasty NTL